środa, 20 listopada 2013

Pytanie to, w tytule, postawione tak śmiało...

Zastanawiałeś się kiedyś czy da się wychować dziecko nie wychowując go?

Zastanawiałeś się kiedyś czy da się od dziecka wyegzekwować posłuszeństwo nie żądając go wcale?

Zastanawiałeś się kiedyś czy da się przekonać dziecko do zdobywania wiedzy nie zmuszając go  do nauki?




       Takie właśnie pytania zostały postawione na spotkaniu o antypedagogice, które poprowadził mgr Paweł Dziadkowiec.
Miał być wykład, wyszła dyskusja. Żywiołowa, emocjonalna, bogata w osobiste przeżycia i uczucia. Jak to się stało, że grupa ludzi potrafiła się tak przed sobą otworzyć? Myślę, że stoi za tym fenomen prowadzącego. A mianowicie jego otwartość i absolutna szczerość w stosunku do słuchaczy. Kiedy nauczyciel mówi publicznie: nie radzę sobie w szkole, to takie wyznanie wymaga wielkiej odwagi. Nie należy być jednak pochopnym w interpretacji i ocenie tych słów, choć parę osób pewnie już pomyślało: A co to za nauczyciel, który sobie nie radzi? Niech zmieni zawód, skoro sobie nie radzi! Może się do tego nie nadaje? Może. Tylko w takim razie, kto się nadaje? Pan/Pani, którzy hukną, rykną, trzasną dziennikiem w stół. Oni się nadają? To są dobrzy nauczyciele? Nauczyciele z powołania? Wiem, co odpowiedziałaby większość osób, która pojawiła się na wykładzie pana Dziadkowca.  Nie, to nie są nauczyciele z powołania. 
Kiedy prowadzący spotkanie mówi: jestem nauczycielem, który od dwudziestu lat męczy się w szkole i nie radzi sobie, nie słyszę użalającego się nad sobą faceta, który jest na niewłaściwym miejscu. Wręcz przeciwnie. Te słowa znaczą dla mnie tyle co: nie radzę sobie z pedagogizacją i źle się czuję, kiedy sytuacja zmusza mnie do tzw. pacyfikacji. Przemoc słowna i stanie z batem nad dziećmi są mi obce i nie umiem tego robić. Dzieci to dziwi. Poddane długoterminowej pedagogizacji, która zaczyna się zazwyczaj w domu od rodziców nie pojmują, że ktoś chce z nimi postępować inaczej. Traktować ich poważnie.

To do czego prowadzi taka postawa, świetnie obrazuje przytoczona przez pana Pawła anegdota. Sytuacja ma miejsce w klasie licealnej, w której pan Paweł prowadzi zajęcia. Podczas lekcji uczniowie nie uważają, rozmawiają, przeszkadzają. W końcu jedna z uczennic nie wytrzymuje i mówi:
- Niech pan coś z nami zrobi! Nie widzi pan jak się zachowujemy?
Na co pan Paweł tłumaczy spokojnie.
- Przecież to nie ja zachowuję się nieodpowiednio, tylko wy.

Niech pan coś z nami zrobi! – to tak dobitnie pokazuje, jak działa system pedagogizacji. Dzieci zachowują się jak tresowane małpy, kiedy treser nie bierze bata i nie przywołuje ich do porządku, to nie wiedzą, co się dzieje, tracą grunt pod nogami i wydarza się coś, co wydaje się jakąś paranoją: dzieci same domagają się tego bata, domagają się, by ktoś je przywrócił do porządku, by ktoś na nie ryknął, bo inaczej się nie uspokoją. Swoje zachowanie uznają za zupełnie normalne, natomiast zachowanie nauczyciela, który nie wyciąga na nich bata, nie wrzeszczy, nie grozi karami itd. uznają za niewłaściwe. Czy istotnie chcemy, by młodzi ludzie tak właśnie postrzegali świat. Tak w przyszłości wykonywali swoją pracę, z batem szefa nad karkiem, bo inaczej się nie da? Rozsądek nakazuje zaprzeczyć. 
I w tym miejscu wracamy do pytań postawionych podczas wykładu. Wychowywać, nie wychowując, egzekwować, nie żądając i uczyć, nie zmuszając. Czy to jest możliwe? Nie znaleźliśmy jednoznacznej odpowiedzi na te pytania. Padło zdecydowane nie, ale były też głosy na tak. Wiele osób wskazywało drogę pośrednią. 
Antypedagogika nie ma gotowego przepisu na postępowanie z dziećmi, nie ma też lekarstwa na problemy wychowawcze, ale proponuje nowe spojrzenie, nad którym warto się pochylić. Wszyscy uczestnicy spotkania wydawali się z tym zgodzić i co więcej wyrazili chęć ponownego spotkania. W związku z tym my postanowiliśmy je zorganizować. Śledźcie uważnie naszego bloga i stronę na facebooku:  
https://www.facebook.com/fundacja.dasie?ref=hl, żebyście nie przegapili następnego terminu.

Joanna Krauzowicz - Tarczoń

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz